W ramach Dyskusyjnego Klubu Książki w czerwcu proponujemy spotkania on-line z przygodami Lassie bohaterką książki powieści amerykańskiego pisarza Erica Knighta Lassie, wróć! wróć! należy do światowego kanonu literatury dziecięcej i młodzieżowej. Opowiada o przygodach owczarka szkockiego, pięknej suki wabiącej się Lassie. Kiedy ją poznajemy, jest beztroskim psem spędzającym czas na radosnych zabawach ze swoim panem i przyjacielem, dwunastoletnim Joe Carraclough’em. Ale nadchodzi czas próby, w którym słodka Lassie okazuje się najwierniejszym i najbardziej niezłomnym z psów. Trudności finansowe zmuszają rodziców Joego do sprzedania jej znanemu hodowcy psów, księciu Rudlingowi. Lassie wielokrotnie ucieka nowemu właścicielowi, by powrócić do domu. Za każdym razem ojciec Joego oddaje ją. Nie pomagają błagania syna ani jego ucieczka z domu razem z Lassie. Wręcz przeciwnie, nowy właściciel w końcu wywozi ją na drugi koniec kraju, do swojej posiadłości w Szkocji, przez co Joe traci wszelką nadzieję na powrót ukochanej Lassie. A jednak wierna psica znowu ucieka i wędruje całymi tygodniami, przeżywając przygody i niebezpieczeństwa, by odnaleźć swojego pana. Lassie jest bohaterką kilku ekranizacji filmowych i jedną z najpopularniejszych ikon kultury masowej.
Fragment książki
ROZDZIAŁ DRUGI
Nigdy już nie zechcę innego psa
Psa nie ma! Tyle tylko stwierdził naocznie Joe Carraclough. Tego dnia wybiegł ze szkoły wraz z innymi chłopcami, przebiegł przez boisko z tą samą radością, jaką wybuchają wszystkie dzieci na całym świecie, gdy skończą się lekcje. Niemal automatycznie, z przyzwyczajenia, które wyrosło w nim przez setki dni, podbiegł do furtki, gdzie zwykle czekała Lassie. Ale jej tam nie było!
Joe Carraclough, rosły chłopiec o miłej buzi, zatrzymał się i próbował zrozumieć, co się stało. Zmarszczył wysokie czoło nad brązowymi oczyma. Z początku nie mógł pojąć, że to, co przeczuwał, mogłoby być prawdą.
Rozglądał się po ulicy, może Lassie się spóźni? Ale wiedział, że nie taki był powód nieobecności psa, gdyż zwierzęta są inne niż ludzie. Ludzie mają zegary i zegarki, a i tak zawsze są spóźnieni o pięć minut. Zwierzęta nie potrzebują żadnych mechanizmów do pokazywania czasu. Mają w środku coś, co jest dokładniejsze nad wszelkie zegary. Jest to „zmysł czasu”, który ich nigdy nie zawodzi. Doskonale wyczuwają porę, na jaką przypadają codzienne czynności.
Joe Carraclough wiedział o tym. Często wypytywał ojca, skąd Lassie wie, kiedy wyruszyć do szkoły. Lassie się przecież nigdy nie spóźniała.
Stał tak dumając w słońcu dopiero co rozpoczynającego się lata. Nagle go olśniło: może ją coś przejechało?!
Ale ta myśl była tak przerażająca, że ją oddalił. Lassie była zbyt dobrze wytresowana, żeby nieostrożnie chodzić ulicą. Po wsi zawsze biegała wdzięcznie i pewnie chodnikami, a poza tym w Greenall Bridge panował niewielki ruch. Główna szosa biegła doliną wzdłuż rzeki o milę stąd. Do wsi dochodziła jedynie wąska droga rozwidlająca się w kilka ścieżynek, które wiodły na rozległe i płaskie wrzosowiska.
A może ktoś ukradł Lassie?!
To jednak było równie nieprawdopodobne. Obcy mógł co najwyżej dotknąć tego psa, i to tylko wtedy, gdy któryś z Carracloughów był w pobliżu i nakazał mu być posłusznym. A w dodatku zbyt dobrze znano Lassie w promieniu wielu mil od Greenall Bridge, żeby ktokolwiek odważył się ją porwać.
Gdzie była w takim razie?
Joe postąpił z tym kłopotem dokładnie tak samo, jak tysiące chłopców na całym świecie. Pobiegł do domu, do mamy.
Pędził co sił główną ulicą obok sklepów, potem dalej przez wieś, dróżką wiodącą na wzgórze i wpadł przez furtkę na ścieżkę w ogrodzie, aż zatrzymał się w drzwiach domku. Zawołał:
– Mamo! Mamo! Lassie coś się stało! Nie przyszła po mnie!
Ale ledwie to wypowiedział, pojął, że coś jest nie w porządku. Nikogo w domu nie poderwała ta wiadomość i nikt nie zapytał, co się stało. Nikogo nie obeszło to, że pięknemu psu mogło przytrafić się coś strasznego.
Joe to zauważył. Oparł się plecami o drzwi. Matka z oczyma wbitymi w stół, nakrywała do podwieczorku. Po chwili milczenia spojrzała na męża.
Ojciec Joego siedział na niskim zydelku przed kominkiem. Zwrócił głowę w kierunku syna, a potem powoli odwrócił się znowu do ognia i uparcie się weń wpatrywał.
– Co się stało, mamo? – wykrzyknął Joe. – Co się stało?!
Pani Carraclough postawiła talerz na stole, a potem odezwała się, wyrzucając słowa wprost przed siebie:
– No cóż, ktoś musi mu powiedzieć.
Mąż ani drgnął. Popatrzyła na syna.
– Musisz się pogodzić z tym, Joe – oznajmiła – że Lassie już więcej nie będzie na ciebie czekać pod szkołą. I płacz nic na to nie pomoże.
– Dlaczego nie będzie czekać? Co jej się stało?
Pani Carraclough podeszła do pieca i nastawiła czajnik. Odpowiedziała nie odwracając się:
– Bo została sprzedana. Dlatego nie będzie czekać na ciebie.
– Sprzedana! – krzyknął chłopiec. – Sprzedana! Dlaczegoście ją sprzedali? Moją Lassie? Dlaczegoście ją sprzedali?
Matka obruszyła się.
– Sprzedaliśmy ją i już. Koniec. Więcej nie pytaj. To niczego nie zmieni. Nie ma jej i tyle. Nie mówmy o tym więcej.
– Ależ mamo…
Chłopiec wybuchnął płaczem, porażony tym, co usłyszał.
– Dość tego – przerwała matka – siadaj i jedz podwieczorek. No, przestań beczeć. Siadaj!
Chłopiec posłusznie zajął miejsce przy stole. Kobieta zwróciła się do mężczyzny siedzącego przed kominkiem.
– Chodź, Sam, i jedz. Choć Bóg jeden wie, jak ubożuchny ten podwieczorek…
Kobieta umilkła, a mężczyzna wstał rozeźlony i bez słowa ruszył ku drzwiom, zdjął czapkę z kołka i wyszedł. Trzasnął drzwiami. W domu zapadło milczenie. A potem kobieta zaczęła gderać podniesionym głosem.
– Teraz widzisz, coś narobił! Ojcaś zdenerwował. Jesteś zadowolony, co?
Opadła ciężko na krzesło i wpatrywała się w stół. Na jakąś chwilę w domu znowu zrobiło się cicho. Joe wiedział, że wymówki matki są niesprawiedliwe, ale że w ten sposób ukrywała własne cierpienie. Tak samo było z łajaniem. Tak zachowywali się tutejsi ludzie. Byli szorstcy, uparci i nawykli do trudnego, twardego życia. Gdy ich coś poruszało, ukrywali swe uczucia. Kobiety trajkotały i łajały, żeby ich nie okazywać. Nie miały przy tym nic złego na myśli. A za jakiś czas było już po wszystkim…
– No, Joe, jedz!
Głos matki był cierpliwy i łagodny.
Chłopiec wpatrywał się nieruchomo w talerz.
– No, Joe, zjedz chleba z masłem. Taki dobry, świeży chleb. Nie chcesz?
Chłopiec jeszcze niżej spuścił głowę.
– Nie chcę niczego – wyszeptał.
– Ach, te psy. Wiecznie te psy! – wybuchnęła matka. W głosie znów było słychać złość. – Cały ten kram przez jednego psa. Jeśli chcesz wiedzieć, to jestem szczęśliwa, że Lassie już nie ma. Tak. Tyle koło niej chodzenia, co koło dziecka! Teraz pozbyłam się jej i koniec, i jestem z tego zadowolona!
Pani Carraclough zatrzęsła swym pulchnym ciałem i pociągnęła nosem. Wyjęła chusteczkę z kieszeni fartucha. Wreszcie popatrzyła na syna, który siedział bez ruchu. Potrząsnęła smutno głową i odezwała się głosem znowu łagodnym i cierpliwym.
– Chodź no, Joe – powiedziała.
Chłopiec podniósł się i podszedł do matki. Otoczyła go pulchnym ramieniem i patrząc w ogień mówiła:
– Słuchaj, Joe, jesteś już dużym chłopcem i potrafisz to zrozumieć. Widzisz, ostatnio nie układa nam się najlepiej. Wiesz, jak to jest. A przecież musimy mieć co do garnka włożyć i musimy opłacić komorne, a Lassie była warta dużo pieniędzy i nie było nas stać na jej utrzymanie. Teraz są ciężkie czasy i nie wolno denerwować taty. I tak strasznie się tym gryzie. To wszystko. Nie ma Lassie.
Joe stał przy matce. Zrozumiał. W Greenall Bridge nawet dwunastoletni chłopiec wiedział, co oznaczają „ciężkie czasy”.
Od lat, odkąd tylko dzieci mogły sięgnąć pamięcią, ojcowie pracowali w pobliskim szybie Clarabelle. Wychodzili na szychtę z jedzeniem w zawiniątku i górniczymi lampkami, a potem wracali. Wydobywali dobry węgiel, lecz później czasy stały się „ciężkie”. Szyb pracował na zwolnionych obrotach i ludzie zarabiali mniej. Czasem, gdy było więcej pracy, górnicy pracowali dłużej i dostawali więcej pieniędzy.
Wszyscy się wtedy cieszyli. Nie oznaczało to wprawdzie luksusowego życia, bo w górniczych wioskach w najlepszym razie można było wieść twardy żywot. Lecz przynajmniej było to życie odważne, rodzinne, pogodne, a jedzenia na stole, jeśli nawet było ono skromne, starczało dla każdego.
Przed kilku miesiącami szyb zamknięto na dobre, a na wieży zamarło koło wyciągu. Strumień ludzi już nie płynął na szychtę do kopalni. Zamiast tego, wędrowali do Biura Pośrednictwa Pracy. Wystawali przed Pośredniakiem, wyczekując jakiejś roboty, ale na próżno. Byli na obszarze „porażonym całkowitym zastojem przemysłu”, jak to określała prasa. Całe wioski pozostawały bez pracy i nie było sposobu, żeby zarobić na życie. Rząd dawał ludziom cotygodniowy zasiłek, żeby nie umarli z głodu.
Joe o tym wszystkim wiedział. Słyszał, jak ludzie o tym rozprawiali. Widział też mężczyzn przy Pośredniaku. Wiedział, że ojciec już od dawna nie chodzi do pracy. Zauważył też, że rodzice nie rozmawiali przy nim o tych sprawach. Na swój szorstki sposób chcieli malcowi oszczędzić trosk życia.
I chociaż doskonale to rozumiał, to jednak serce łkało za Lassie. Uciszał je. Milczał jeszcze przez chwilę, a potem zadał jedno pytanie.
– Mamo, czy nie moglibyśmy jej kiedy odkupić?
– Widzisz, Joe, Lassie to drogi pies i nie stać nas na nią. Ale któregoś dnia kupimy sobie innego. Poczekaj troszkę. Czasy się odmienią i wtedy kupimy innego szczeniaka. No co, zgoda?
Joe spuścił głowę i pokręcił nią powoli. Odpowiedział szeptem:
– Nigdy już nie zechcę innego psa. Nigdy! Chcę tylko Lassie!
A może film